poniedziałek, 17 lutego 2014

Isola bella

W końcu udało mi się dotrzeć do obiektu mych westchnień, w miejsce znane mi tylko z pocztówek, z okna pociągu, widziane z oddali z tarasu w Taorminie- ISOLA BELLA. Słońce grzało od rana, było bezwietrznie. Jadąc pociągiem podziwiałam promienie słońca mieniące się w morzu. Dotarłam tam. Isola bella. Sama w sobie. Rajska wyspa. Nie czekając długo zdjęłam buty, podwinęłam spodnie do kolan i zaczęłam iść przez wodę. Było to o tyle zabawne, gdyż wyglądało jak taniec. Otóż obecnie w morzu jest dużo meduz, które niestety parzą. Trzeba więc było zgrabnie się prześlizgnąć pomiędzy nimi. A uwierzcie mi, że nie było to łatwe!
Niestety dużo zdjęć nie zrobiłam i nie widziałam całej wyspy, ponieważ tak się zasiedziałam delektując promieniami słońca, że wejście do rezerwatu było już zamknięte! Cóż, jak nie tym to następnym razem :):)





ojej! Weszłam na bloga i aż zdziwiłam się od jak dawna nie pisałam. Wszystko przez Święta, egzaminy i stres. Do tego brzydka pogoda, zimno w mieszkaniu i ogólnie złe samopoczucie powodujące brak weny.
Mamy już połowę lutego i...   budzi mnie słońce z rana! Aż nie chce mi się wierzyć, że jest środek zimy. A ja wczoraj moczyłam stopy w morzu! Ostatnie dni były przepiękne i ciepłe. I oby tak dalej!!! Idealne na cienki sweterek rano, ewentualnie krótki rękaw w południe i lekką kurtkę z szalikiem wieczorem. Niestety mimo pięknego słońca często wieje dość silny, chłodny wiatr, tak więc trzeba uważać żeby nie przesadzić z tym rozbieraniem się.
Wszystkie egzaminy mam już za sobą, czekam tylko na wyniki. Mam nadzieję, że poszły dobrze bo nie uśmiecha mi się ostatnie chwile tutaj spędzać na nauce... Czas szybko zleciał. Za około dwa tygodnie już będę w Polsce. Czy się cieszę? Na pewno nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Z początku chciałam zostać tu rok... ale pół roku dało mi w kość- bez przyjaciół, znajomych, rodziny, wśród ludzi którzy mnie denerwują itp. Przyjazd do kraju na Święta Bożego Narodzenia pokazał mi wiele wartości, których wcześniej nie dostrzegałam bądź nie doceniałam. Tak więc mimo iż mogłabym mieć jeszcze kilka miesięcy "wakacji", piękną pogodę, ciepełko, morze i szalonych Włochów wokół :p , cieszę się że wracam. A wyjechać zawsze można jeszcze raz. ;)
Tyle moi kochani słowem wstępu, postaram się nadrobić posty. Uciekam cieszyć się słońcem. Buziaki!

wtorek, 17 grudnia 2013

jedzenie, czyli temat rzeka...

Pewnego dnia dowiedziałam się, że tradycyjne mesyńskie dania to: serce, wątroba, śledziona, wymiona, jelita krowie. Dalej:
occhio del pesce spada- czyli oko ryby miecz
Spaghetti al nero di seppia
il nero di seppia (ciemny płyn mątwy)
Podobno przepyszne. Ja nie odważę się raczej tego spróbować. Płyn pochodzi z woreczków seppi, które są w jej żołądku lub okolicy żołądka. Wydziela go w obliczu zagrożenia. Łeee!!!

Kilka zdjęć z pewnej kolacji:
po prawej pizzetta z pomidorem, serem i warzywami; po lewej kawałek cartocciata, czyli kolejny typ bułki z dodatkami w środku
arancino- smażone ryżowe kulki w panierce z bułki tartej. Typowy farsz to: ragu, sos pomidorowy, mozzarella lub groszek 
zapiekana mozzarella na ciepło
Calzone (rodzaj pizzy zawijany na kształt pieroga)
A na obiad:
Crispelle di riso- krótko mówiąc ryż w panierce polany miodem






poniedziałek, 16 grudnia 2013

idą święta!!!

Od początku grudnia czuć świąteczny klimat w mieście. Zaczynają pojawiać się światełka na ulicach i świąteczne dekoracje. Oczywiście nie ma takiego szału jak u nas, dekoracje są bardziej skromne.
Zaczynają się również promocje i wyprzedaże w sklepach, i tak na przykład w jednym była: wszystko po 50 euro. :D:D:D jak pewnie się domyślacie nie czekając ani chwili ruszyłam na zakupy ;)
Z racji tego, że większość Erasmusów wraca na Święta do domów, koledzy z ESN zorganizowali nam imprezę sylwestrową. Przyjechali Erasmusi z całej Sycylii i Reggio Calabria. Spodziewałam się tłumów, jednak nie było za dużo osób. Większość stanowili Erasmusi z Mesyny,a po północy przyszli mieszkańcy miasta. Najwięcej oczywiście było Hiszpanów, więc wieczór upływał przy hiszpańskiej muzyce. Ku mojemu zdziwieniu później, poza muzyką komercyjną puścili też rock, rock&roll i inne dobre kawałki sprzed kilkunastu lat.
Na tą okazję, wraz z koleżanką z Niemiec, postanowiłyśmy zrobić się na bóstwa. Krótkie, czarne sukienki, wysokie obcasy i mocny makijaż. Efekt był oszałamiający! Zebrałyśmy masę komplementów :). Dwa zapadły mi szczególnie w pamięć: pierwszy jak poszłam do łazienki żeby schłodzić się wodą- "taka ładna dziewczyna a pije wodę z kranu." Nawet gdybym ją piła, to nie rozumiem zdziwienia kolegów, gdyż we Włoszech kranówa nadaje się do picia; drugi- "Sei bellissima come una spagnola", czyli że jestem przepiękna jak hiszpanka; i próbowali wmówić mi, że jestem hiszpanką. Czyżby to przez mocny makijaż? Nie mam pojęcia. Ale próbowałam się dowiedzieć, czy był to komplement czy też próbowali mnie obrazić :P

Święta we Włoszech kojarzą się z wieloma przysmakami, których jeszcze nie odkryłam. Jeden z nich to:
Torrone- karmelizowany cukier i migdały
Na ulicach sprzedają Stella di Natale, których nie może zabraknąć w żadnym domu. 
Stella di Natale (wilczomlecz nadobny lub też gwiazda Betlejemska)

W prawdzie śniegu tu nie ma, ale grudniowe spacery są bardzo klimatyczne, bo drzewka pomarańczowe są pełne owoców, a wieczorem ulice oświetlają świąteczne dekoracje. Rozglądając się wokół i widząc czasami słońce, zielone drzewka i morze nie wyobrażam sobie ulic pełnych śniegu i kilkumiesięcznej zimy bez nawet jednego promienia słońca.
Nie ważne jednak w jakim jest się miejscu, nie byłoby zimy bez wyjścia na łyżwy.
Jak widać lodowisko oblegały tłumy! Bilet wstępu to 5 euro za 30 minut i 7,5 euro za 1 godzinę jazdy. Cena mnie rozwaliła! Co jeszcze mnie zaskoczyło? Brak figurówek!!! Wypożyczają tylko hokejówki i z początku pan nie bardzo wiedział o co mi chodzi jak zaczęłam pytać o łyżwy z ząbkami z przodu. Jednak gdy zobaczył jak śmigam chyba się domyślił. Powiedział mi, że mają tylko hokejówki, bo ludzie się potykali o ząbki, przewracali na twarz i robili krzywdę, niszcząc przy tym lód i figurówki, które mieli na stanie musiał przerobić na hokejówki.

sobota, 14 grudnia 2013

o uczelni kilka słów...

aula wydziału prawa
wydział weterynarii; mamy tu kurs włoskiego
wydział nauk motorycznych i sportowych-> mój :D
to małe po lewej to budynek, w którym są 2-3 małe sale wokół jednej dużej
boiska...  a za boiskami schodzi się na basen
zajęcia z aqua gym

to chyba jakaś stołóweczka, ale szczerze to nie wiem...

taaaaka palma :D 
poliklinika; spod punktu pierwszej pomocy muszę brać busik żeby dostać się na zajęcia
jak widać nasze sale nie różnią się jakoś specjalnie od tych tutaj

Oczywiście studiowanie nie było by przyjemnością bez licznych niespodzianek. Jedna z nich to zmiana planu zajęć na dany dzień, w tym samym dniu rano. Ostatnio pojechałam na uczelnię, a zajęć nie było. Ja się zdenerwowałam, natomiast włosi nie okazywali większego zaskoczenia. Na następny dzień spisałam plan, który zaktualizowano i wywieszono na uczelni. Na stronie był jeszcze "stary". Wieczorem rozwinęła się żwawa dyskusja, bo na stronie widniał stary plan, na uczelni wywieszono "nowy", natomiast niektórzy mieli informację od sekretarki, że w następnym dniu zajęcia będą jeszcze inne. Bajecznie!!!



czwartek, 28 listopada 2013

zimowe klimaty

Zimno przyszło na Sycylię. Przed wyjazdem cieszyłam się z 10-13 stopniowej zimy tutaj, ale chłód jest ogromnie dokuczliwy! Tęsknię za naszymi mrozami! No może troszkę przesadzam ;) ale pakując się na wyjazd nie przewidziałam siedzenia w domu w grubych skarpetach, w dwóch bluzach, w szaliku, a  do tego pod kocem; z kolei na dworze konieczności zakładania rękawiczek i czapki, której zresztą nie spakowałam. Dziwne też ogarnia mnie uczucie jak idę na przystanek tramwajowy, a po drugiej stronie morza, na szczytach pagórków w Reggio Calabria widzę śnieg. To przecież tak blisko! A jednak tak daleko... Ktoś mógłby mi powiedzieć, że na Etnie też jest śnieg... ale Etna ma ponad 3000 metrów, a te pagórki wcale nie tak dużo. W tym tygodniu na przykład padał grad, a w południowej części Messyny deszcz ze śniegiem. Na grad spadający mi na głowę zareagowałam śmiechem. Byłam w szoku! hahahaha Ciekawe jak bardzo mnie jeszcze zaskoczy tutejsza zimowa pogoda. Współlokatorki ostrzegły mnie żebym się nie zdziwiła jak któregoś dnia się obudzę, wyjrzę przez okno a wokół będzie biało.

W ostatnim czasie Etna daje o sobie znać, jak dla mnie dosyć mocno. Włosi uważają jednak, że to nic poważnego, że należy się nią zachwycać, bo jest niesamowita. Dziś jednak na balkonie znaleźć mogłam pył wulkaniczny. Erupcję widać podobnież nawet z Malty!
http://www.meteoweb.eu/2013/11/etna-leruzione-continua-fortissima-si-vede-anche-da-malta-spettacolari-foto-e-immagini-live/243439/
Szkoda, że nie widać jej z Messyny...

Minęło już dobre pół semestru, zaraz święta i po świętach nauka do egzaminów. A wydawałoby się, że dopiero co tu przyjechałam. Niesamowite jak szybko leci czas! Tak naprawdę to dopiero zaczynam poznawać ludzi, rozkręcać się w towarzystwie, czuć się w miarę swobodnie w grupie innych studentów. Ciężko się odnaleźć jak jest się jedynym Erasmusem, studentem z innego kraju w grupie ponad 100 osób, które w większości się znają, a na dodatek jeśli wykładowcy traktują cię jak rodowitego Włocha...

W związku z tym, że jest zimno, przedstawię Wam moich nowych kolegów:
Tartufo di pistacchio! Na pierwszy rzut oka wygląda jak bajaderka, ale...
...jest to lód pistacjowy z nutellą w środku, posypany świeżymi pistacjami!
Oryginalna wersja to Tartufo di Pizzo, które pochodzi z Kalabrii. To nic innego jak lód orzechowy, mający w swoim sercu ciemną czekoladę, posypany cukrem pudrem i gorzkim kakao.
No i słynny Cannolo, tym razem w wersji nie z ricottą, kremem pistacjowym czy też czekoladą w środku, a z lodami pistacjowymi, posypany oczywiście pistacjami :D

środa, 20 listopada 2013

bo są takie dni...

Miałam nie umieszczać wylewnych i osobistych postów, ale blog miał mówić o życiu na Erasmusie tudzież wydaje mi się on adekwatny. Otóż są takie dni kiedy czuję się jak igła w stogu siana, zagubiona, samotna, zapomniana. Mimo iż mogę spędzać czas ze współlokatorkami, preferuję zostać sama w swoim pokoju, bo na przykład nic nie zrozumiałam dziś na uczelni, wszystko wydaje się takie trudne i mam już dość słuchania wszystkiego po włosku, bo wiem, że ja mam do domu dalej niż one, czuję się "inna", one mimo iż są z różnych miast, zawsze są u siebie, w swoim kraju, mają tu swoich znajomych, z którymi mogą spotkać się w niemal każdej chwili... Dopiero wychodząc z innymi Erasmusami zaczynam się dobrze bawić, odczuwając ich wsparcie, gdyż znajdują się w takiej samej sytuacji jak ja. Dopiero przy nich się otwieram i przestaję się wydawać niemiła, zamknięta w sobie i zdystansowana. Najgorsze jest kiedy czekasz, aż ktoś z bliskich ci lub znajomych osób napisze, zapyta co słychać, a wszyscy milczą, nikt nie napisze, nikogo nie ma na facebooku którego tak godzinami śledzę bezproduktywnie, a jak ja się odezwę do kogoś to odpowie na przykład jednym zdaniem lub słowem i na tym kończy się rozmowa. Mogę pomyśleć, że ma dużo obowiązków życia codziennego albo że nie tęskni, nie myśli, że zapomniał, albo po prostu nigdy nie byliśmy dobrymi znajomymi a tylko kolegami mijającymi się na uczelni, w pracy, na mieście... Mimo iż wyjechałam, obowiązków mi nie ubyło, a wręcz przybyło: dbanie o porządek w mieszkaniu, gotowanie, pilnowanie swoich interesów, bo nie mam tu nikogo kto pomyśli za mnie, kto podpowie, doradzi, uczenie się, uczęszczanie na uczelnię... Zmieniła się moja perspektywa patrzenia na życie, na świat podczas gdy tych co nie wyjechali pozostała ta sama. Więcej myślę, zastanawiam się, kiedy oni w tym samym czasie toczą normalne życie nie odczuwając większego braku jednej osoby, bo reszta otoczenia pozostała bez zmian.
Pragnę podkreślić, że ten post nie ma na celu wywołać w kimkolwiek wyrzutów sumienia, czy też negatywnej reakcji, bo są osoby, które mnie wspierają mimo iż od niektórych z nich nawet tego nie oczekuje i to wręcz ja okazuję brak czasu i zainteresowania ;) , a jedynie ma na celu pokazać z iloma wewnętrznymi problemami spiera się osoba na obczyźnie. Rozmawiałam z dziewczyną z Niemiec, która przeżywa to samo. Próbuje się skontaktować z dobrą koleżanką, zrobić wideo-rozmowę, a tamta nigdy nie ma czasu. Dla nas, mogłoby się wydawać, błahe rzeczy jak wejście na skype, stają się czymś ogromnym i przynoszą wiele radości, kiedy dla innych pozostają zwykłą rozmową, na którą tak ciężko znaleźć pięć minut.
Życzę wszystkim dobrej nocy :):)

poniedziałek, 11 listopada 2013

11 listopada. Dla nas jest Świętem Niepodległości. Na Sycylii jest to dzień Św. Marcina. Dzień roboczy jak każdy inny, niby nic specjalnego, ale krąży powiedzenie: "San Martino- castagne e vino" (Św. Marcin- kasztany i wino). Dla Sycylijczyków dzień Św. Marcina oznacza przejście z łagodnego sezonu letniego,który przeciąga się czasem nawet do końca listopada, w sezon zimowy. W przeddzień można było wybrać się na jarmark, organizowane były różne występy i atrakcje. Zastanawiałam się długo co sprzedają ludzie stojący na ulicy z piecem, z którego jedyne co widać to unoszący się dym- kasztany!!!

Pieczone kasztany. Smakiem przypominają kukurydzę, popcorn z masłem albo bób.
Biscotti di San Martino- mają zaokrąglony kształt, są twarde, kruche i bardzo aromatyczne. Składniki: mąka, nasiona anyżu, cukier puder, cynamon,sól, masło, smalec.
Wedle tradycji herbatniki najpierw moczy się w winie

Mam nadzieję, że jesteście po posiłku czytając mój blog.
podstawowe składniki: ciasteczka kakaowe Pan di stelle, nutella, śmietana (do ubicia)
do tego: mleko i gorzkie kakao

poniedziałek, 4 listopada 2013

Cibo!

Skoro jest pora obiadowa to może napiszę trochę o jedzeniu? Pyszności jest mnóstwo, nie wszystkie niestety śledziłam, zamieszczę więc kilka przykładów :)

Rame di napoli- ciasteczka typowe dla Katanii, przygotowywane specjalnie na święto zmarłych. O środku miękkim, rozpływającym się w ustach. Mogą być kakaowe lub naturalne. Te kakaowe często są nadziane kremem czekoladowo-orzechowym, a wszystkie polane ciemną czekoladą. Udekorowane posypką lub zmielonymi pistacjami.


Crostata di ricotta- czyli sernik (z sera koziego) o podkładzie np. z herbatników. Częstym dodatkiem jest polewa czekoladowa.

Focaccia z oliwkami i cebulą, z szynką, pomidorem, cebulą i serem czy z innymi składnikami- focaccia to rodzaj pieczywa będącego podstawą do pizzy. Podawana przed posiłkiem dla zaspokojenia pierwszego głodu oraz jako dodatek do innych potraw. Dodatki mogą być zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Każdy region Włoch ma swój przepis na focaccie.

Parmigiana di melanzane (zapiekane bakłażany w sosie pomidorowym z serem)

Cannolo- rurki z chrupiącego ciasta nadziane kremem z sera ricotta, czekoladowym lub pistacjowym. Forma tradycyjna jest oczywiście z ricottą.

Salame di cioccolato- czekolada, biszkopty, masło, cukier

Smażony bakłażan z bułką tartą- bo bakłażana można przyrządzać na milion sposobów!

połówki bakłażana nadziane farszem m.in. z mięsa i pomidorów, zapieczone na zewnątrz jajkiem

Słynna granita!!!
W Katanii królują: pistacjowy <3, migdałowy, morwa, brzoskwiniowy, truskawkowy, mandarynkowy, ananasowy, czekoladowy, cytrynowy.
W Messynie i na wyspach Liparyjskich najpopularniejsze są: cytrynowy, truskawkowy, brzoskwiniowy oraz kawowy z bitą śmietaną lub bez.
Syrakuza i Raguza to smaki cytryny, kawy i migdałów.
Trapani- smak morwy.
kawowa z bitą śmietaną albo truskawkowo-kawowa
brzoskwiniowo-truskawkowa albo brzoskwiniowa
oczywiście nie może zabraknąć brioche!- bułki drożdżowej, którą macza się w granicie
 albo rogalików z kremem pistacjowym, czekoladowym lub śmietankowym

I oczywiście pasta, pasta i jeszcze raz pasta przygotowywana na milion sposobów. Ja ostatnio próbowałam z pesto di pistacchio, z tuńczykiem albo z cukinia, z owocami morza, z pomidorami, z pesto bazyliowym z pomidorkami…